Po "Dziennik nimfomanki" sięgnęłam spowodowana ciekawością. Dużo czytałam na temat tej książki, nie wiedziałam czego się spodziewać. Jednak bardzo się rozczarowałam. W tej książce nie znalazłam nic, czego szukałam.
Dziennik opisuje historię Francuzki Valerie. Bohaterką jest sama autorka, która opisuje część swojego życia. Wykorzystana przez mężczyznę, obdarta z pieniędzy zostaje prostytutką. Tam poznaje uroki seksu bez zobowiązań. Spotyka inne panie do towarzystwa, opisuje swoją pracę. Bardzo zaskoczyło mnie to, że jej podobało się takie życie. Sama wybrała taką drogę i nie żałowała podjętego kroku.
Jak pisałam na początku rozczarowałam się. Dlaczego? Być może liczyłam na chwytającą za serce współczesną powieść lub erotyczną książkę wciągającą na długie godziny. Nic takiego nie znalazłam. Sama historia na pewno jest ciekawa, lecz została przedstawiona w tandetny sposób. Momentami po prosu się nudziłam. Autorka chciała napisać pamiętnik, jednak jak dla mnie było to suche opisywanie faktów. Bez przemyśleń, głębszych refleksji. Być może nie było się nad czym zastanawiać, ale brakowało mi czegoś w tej książce. Odniosłam wrażenie, że autorka sama nie do końca wiedziała jak jej dzieło ma wyglądać.
Podsumowując nie polecam. Ani to romans, ani nie poucza. Takie ni w pięć ni w dziesięć. Nietrafione. Młodsi czytelnicy może nawet zachęcą się dzięki tej lekturze do prostytucji. Na plus daje to, że w miarę szybko się czytało. Chyba dzięki temu, że liczyłam na zaskakujące zakończenie.
A co Wy myślicie o tej książce? Kto czytał?
